Trasa: Międzybrodzie Ponikiew – Magurka Wilkowicka – Rogacz – Wilkowice
Pomysł sobotniego wypadu na Magurkę Wilkowicką wziął się stąd, że moja
koleżanka Sabrina, która od kilku miesięcy mieszka w Bielsku-Białej i podobnie
jak ja uwielbia poznawać okoliczne góry, nie była jeszcze na tym szczycie. Dla
mnie Magurka Wilkowicka jest jednym z moich ulubionych miejsc w Beskidach i
chciałem koniecznie Sabrinie tą górę pokazać – a zwłaszcza czerwony szlak
pomiędzy nią a Stalownikiem w Mikuszowicach, który moim zdaniem jest
najładniejszą trasą na Magurkę. Po długim tygodniu w pracy oboje byliśmy nieco
zmęczeni i na dłuższą wyprawę nie mieliśmy sił, lecz taki krótki wypad w Beskid
Mały wydawał się w sam raz na ten dzień :)
Wystartowaliśmy z przystanku PKS w Międzybrodziu Bialskim, w osadzie
Ponikiew, skąd żółty szlak prowadzi na szczyt Magurki Wilkowickiej. Dla mnie
wycieczka tym szlakiem miała wymiar nieco sentymentalny, gdyż to właśnie
przejściem tej trasy rozpocząłem moją drugą wycieczkę w góry po zamieszkaniu w
Bielsku-Białej, 22 września ubiegłego roku. Wspomnienia z tej wyprawy mam
niezwykle miłe – w końcu to była jedna z moich pierwszych okazji do
posmakowania „magii” Beskidów ;) Wtedy przeszedłem z Międzybrodzia do
Bielska-Białej żółtym i czerwonym szlakiem przez Przełęcz Łysą, omijając szczyt
Magurki Wilkowickiej. Tym razem ta góra miała być centralnym punktem naszej
wycieczki.
Przez smętny, późnojesienny las wspinaliśmy się stopniowo w górę, w stronę
Magurki Wilkowickiej. Zobaczyliśmy na mapie, że można przejśc ścieżką
bezszlakową „na skróty” pomiędzy żółtym szlakiem a szczytem Magurki, lecz jakoś
tą ścieżkę przegapiliśmy i w efekcie nasza wędrówka na szczyt przebiegała w
całości znakowanym szlakiem. Na południowych zboczach Magurki szlak wychodzi na
swoisty „taras widokowy” z rozległymi panoramami na Żar oraz Bukowski Groń,
które miałem okazję podziwiać w całej okazałości podczas wyżej wspomnianej
ubiegłorocznej wycieczki. Tym razem niskie chmury mocno ograniczały widoki –
lecz takie kłębiące się nad górami chmury też stanowiły ładne i ciekawe
widowisko.
Zamierzaliśmy zatrzymać się na posiłek w schronisku na Magurce
Wilkowickiej, lecz zaskakująco duża liczba turystów w schronisku zniechęciła
nas od tego. Postanowiliśmy szybciej wrócić do domu i tam się pożywić.
Ruszyliśmy więc w dół, wśród oszronionych drzew.
Planując tą wycieczkę szczególnie chciałem Sabrinie pokazać atrakcyjny
widokowo czerwony szlak do Mikuszowic, jednak stało się ewidentne że przy tak
ponurej pogodzie z widoków będą nici. Stwierdziliśmy więc, że odpuścimy sobie
ten szlak i zejdziemy innym czerwonym szlakiem na Przełęcz Łysą i dalej do
Leszczyn. Zeszliśmy na polanę obok sklepu spożywczego pod Magurką, a stamtąd
próbowaliśmy przejść bezszlakowo „na skróty” do czerwonego szlaku. Natrafiliśmy
na nowo powstałą, szeroką leśną drogę, która – wydawało nam się – powinna była
nas tam właśnie zaprowadzić. Jak się okazało, przeliczyliśmy się – leśna droga
po prostu zatoczyła szeroki łuk i zaprowadziła nas na Rogacz, a więc z powrotem do
szlaku na Stalownik.
Ta nieudana próba pójścia na skróty chyba była jakimś znakiem, że jednak
powinniśmy trzymać się pierwotnego planu i pójść do Stalownika ;) Tak też
zrobiliśmy. O tym zejściu nie ma co pisać, gdyż przy niskich chmurach widoków
nie było absolutnie żadnych, zresztą bardziej nas interesowała rozmowa niż
obserwowanie okolic. Po zejściu do asfaltowej drogi w Mikuszowicach
zorientowaliśmy się, że właśnie odjechał autobus nr 2 spod Stalownika i kolejny
jest za pół godziny. Postanowiliśmy więc pójść asfaltem w przeciwną stronę, do
przystanku Wilkowice Sanatorium, i liczyć że podjedzie tam jakiś PKS albo
prywatny bus. To była dobra decyzja – już po kilku minutach podjechał bus firmy
Żądło, który zawiózł nas do Bielska-Białej tak szybko że po drodze jeszcze
wyprzedził ową „dwójkę” która uciekła nam wcześniej. W taki sposób szybko
znaleźliśmy się w centrum miasta i udaliśmy się do naszych mieszkań, gdzie
oboje mieliśmy ten sam plan: najpierw zjeść, a potem zdrzemnąć się ;) Spałem
kilka godzin tego popołudnia, ale naprawdę dużo mi to dało, gdyż po tej drzemce
miałem więcej sił, aby następnego dnia zaatakować Tatry i potem jeszcze
wieczorem zahaczyć o Kraków – o czym możecie przeczytać w mojej następnej
relacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz