Trasa: Jaszczurówka – Dolina Olczyska – Polana Pod Kopieńcem – Psia Trawka
– Wakszmundzka Polana – Rówień Waksmundzka – Polana Pod Wołoszynem – Palenica
Białczańska
Spontaniczny pomysł jednodniowego niedzielnego wypadu w Tatry okazał się
strzałem w dziesiątkę :) Patrząc na trasę, jaką tego dnia pokonałem, możecie
pomyśleć że wycieczka była nudna, gdyż przebiegła po szlakach które nie są
specjalnie znane ze swoich walorów widokowych. Zapewniam jednak, że wrażenia z
wycieczki były wspaniałe :) Na drugą połowę trasy miałem fantastyczną pogodę, a
do tego po raz pierwszy miałem okazję podziwiać Tatry w warunkach zimowych –
było to dla mnie wyjątkowe przeżycie.
Dojechałem do Zakopanego PKS-em z Bielska-Białej o 11:00 i od razu
przeskoczyłem do busa jadącego w stronę Morskiego Oka, z którego wysiadłem w
Jaszczurówce. Pierwszym etapem mojej wędrówki był zielony szlak przez Dolinę
Olczyską. Czytałem już wcześniej w internecie, że jest tam obecnie mnóstwo
błota, i rzeczywiście tak było – szło się ciężko i musiałem się nagimnastykować
aby pokonać odcinek ubłacając się w jak najmniejszym stopniu. Szlak robił nieco
przykre wrażenie nie tylko z powodu potężnego błota, lecz także ze względu na
wycinkę lasu w okolicach Olczyskiej Polany. Poniższe zdjęcie obrazuje ten
smutny widok – widać w tle przykryty niskimi chmurami Nosal.
Smętną atmosferę na tym szlaku potęgowała ponura pogoda, gdyż mimo
zapowiedzi słonecznej niedzieli niskie chmury panowały nad Zakopanem i
okolicami. Za Olczyską Polaną poprowadzono tak intensywną wycinkę drzew, że
szlak został zatarasowany przez powalone drzewa i gałęzie. Pokonywało się ten
odcinek naprawdę trudno. Moim zdaniem to trochę wstyd, że nie zadbano bardziej
o utrzymanie dobrego stanu szlaku pomimo prowadzonej wokół niego wycinki.
Na szczęście po opuszczeniu obszaru wycinki szło się dużo lepiej. Zielony
szlak prowadził mnie kamiennym chodnikiem łagodnie w górę w stronę Wielkiego
Kopieńca. Od wysokości 1100 m n.p.m drzewa były delikatnie przykryte śniegiem,
a od mniej więcej 1250 m n.p.m śnieg leżał również na ziemi. Gdy dotarłem na
Polanę pod Kopieńcem, zastałem na niej takie lekko zimowe warunki:
Wybierając się na tą trasę miałem zamiar wejścia na szczyt Wielkiego
Kopieńca (1328 m n.p.m), ale przy tak słabej widoczności nie miało to
najmniejszego sensu. Poszedłem więc na wprost przez Polanę pod Kopieńcem. Widok
ośnieżonej polany z drewnianymi szałasami wynurzającymi się z gęstej mgły
naprawdę miał klimat.
Po opuszczeniu Polany pod Kopieńcem szedłem jeszcze jakieś 10 minut
zielonym szlakiem, po czym skręciłem w czerwony szlak w stronę Psiej Trawki. Szedłem
przez gęsty, dziki las ośnieżonych drzew. Odbywałem wędrówkę w samotności, co
sprawiało że atmosfera tego lasu była jeszcze bardziej przejmująca. Połączenie
szarego nieba i śniegu na drzewach dawało efekt jakby świat stracił wszystkie
swoje barwy:
Nie można zaprzeczyć że taka wędrówka miała swój klimat, lecz po paru
godzinach jednak stawała się nieco monotonna. Po przejściu przez Psią Trawkę
przez kolejną godzinę szedłem dalej czerwonym szlakiem w stronę Waksmundzkiej
Polany. I wtedy nastąpił cud :) Na krótko przez osiągnięciem Waksmundzkiej
Polany w ciągu zaledwie kilku minut niebo zmieniło się z całkowicie
zachmurzonego na całkowicie bezchmurne! Od razu otaczający mnie las przybrał
zupełnie inny wygląd, jakby bajkowy.
Na Polanie Waksmundzkiej mogłem po raz pierwszy tego dnia podziwiać rozległe
panoramy. Zimowa sceneria pokrytych śniegiem świerków, w tle majestatyczna
Koszysta, a ponad tym wszystkim błękitne niebo i ostatnie dryfujące płaty
mgły... Widok był rewelacyjny.
Przydrożny krzyż na Waksmundzkiej Polanie:
Kilka minut później byłem na Równi Waksmundzkiej, skąd Tatry Bielskie na
Słowacji prezentowały się wręcz nieziemsko pięknie :)
Po uświadczeniu tego raju dla oczu zapuściłem się ponownie w gęsty las,
przez który zszedłem do asfaltu prowadzącego z Morskiego Oka, docierając do
niego trochę przed Wodogrzmotami Mickiewicza. Kilka prześwitów na tym leśnym
odcinku oferowało naprawdę piękne widoki, jak chociażby poniższy:
Ostatni odcinek mojej wycieczki prowadził słynnym asfaltem do Palenicy
Białczańskiej. W porównaniu z moimi poprzednimi wędrówkami po tym asfalcie,
tego dnia było zupełnie inaczej: zamiast tradycyjnych tłumów droga świeciła
pustkami. Było to nieco dziwne uczucie, chodzić tamtędy bez gromad innych
turystów – bardzo mi się jednak podobało to nieco inne oblicze drogi na Morskie
Oko. I w taki sposób dotarłem do Palenicy Białczańskiej w samą porę na busa do
Zakopanego o 15:40. W Zakopanem przesiadłem się na autobus do Krakowa i
spędziłem bardzo miły wieczór w tym jakże pięknym mieście, po czym o 22:50
wsiadłem w ostatni autobus do Bielska-Białej i dotarłem do domu krótko przed 1
rano. Ależ to był piękny i bogaty w wrażenia dzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz