Miał być weekend w Tatrach, jednak pogoda – po wielu przepięknych dniach –
postanowiła ostro się załamać akurat na sobotę i niedzielę :( Poniedziałek
jednak zapowiadał się dużo lepiej, a ponieważ miałem tego dnia wolne, razem z
kolegą z pracy postanowiliśmy pojechać zdobywać Otargańce w Tatrach Zachodnich.
Pojechaliśmy już w niedzielę wieczorem pociągiem LEO Express z Czeskiego
Cieszyna do Popradu, gdzie przenocowaliśmy. Natomiast w niedzielne
przedpołudnie przed wyjazdem, pomimo ulewnie padającego deszczu, wybrałem się
na krótką rozgrzewkę w górach w okolicach Bielska-Białej. Wjechałem kolejką
linową na Szyndzielnię, skąd zszedłem żółtym szlakiem nad zaporę w Wapienicy, a
następnie leśną drogą do skrzyżowania ulicy Łowieckiej i Skarpowej, by na
koniec przejść się ulicą Łowiecką do lotniska w Aleksandrowicach i czarnym
szlakiem (absolutnie nie mającym nic wspólnego z górskim szlakiem) przejść się
po obrzeżach lotniska, ulicą Zwardońską i Lotniczą, kończąc na przystanku
autobusowym przy ulicy Szarotki.
Przypominam wszystkim osobom chcącym przejść się żółtym szlakiem pomiędzy
Szyndzielnią a Wapienicą, że poza terminami weekendowymi ten szlak jest
zamknięty:
Pogoda była pod psem, więc Szyndzielnia, normalnie tętniąca życiem w
wakacyjne niedziele, tym razem prezentowała się tak:
Zejścia do Wapienicy w ogóle nie udokumentowałem fotograficznie, ponieważ w
takich warunkach atmosferycznych nie miałoby to najmniejszego sensu. Jedyny
ciekawszy widok tego dnia miałem już po zejściu z gór, gdy szedłem ulicą
Łowiecką w stronę lotniska. Przestało padać, chmury odrobinkę się podniosły i
mogłem chociaż w niewielkim stopniu zobaczyć za sobą góry.
Więcej nie mam do napisania o tej wycieczce, ponieważ to i tak była tylko
swego rodzaju „przystawka” przed daniem głównym, które otrzymałem następnego
dnia. Zapewniam, że było nieporównywalnie ciekawsze – zachęcam do przeczytania
mojej relacji z niego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz