Trasa: Zakopane – Dolina Ku Dziurze – Dolina Za Bramką – Zakopane
Dziś zabiorę Was w podróż do przeszłości, do mojej pierwszej wyprawy w
Tatry, której piąta rocznica właśnie minęła. Była bardzo krótka, po trasie
którą pewnie większość czytelników by wyśmiała... Odbyłem ją przy wyjątkowo
paskudnej pogodzie i nie uświadczyłem na niej żadnych rozległych górskich
panoram... Niemniej jednak to była moja pierwsza przygoda z Tatrami i z tego
względu dzień 19 lipca 2010 roku zawsze będzie miał dla mnie szczególne
znaczenie.
Muszę również wspomnieć, że tą pierwszą wycieczkę w Tatry odbyłem z ekipą
wspaniałą jak nigdy, z zaprzyjaźnionej parafii w Sopocie. Mariolę, Sida,
Adiego, Agę i innych znałem już od kilku lat i szalenie się cieszyłem, że mogę
się z nimi wybrać na wspólny wyjazd wakacyjny. I to w Tatry, te najsłynniejsze
polskie góry!
Do Zakopanego przyjechałem wieczorem w piątek 16 lipca. Nocleg miałem u
gazdy w Poroninie-Majerczykówce, z którym duszpasterz młodzieży z owej
sopockiej parafii przyjaźnił się już od jakiegoś czasu. Ksiądz przyjechał wraz
z resztą towarzystwa – około 15-osobową grupą młodzieży oraz rodzin z dziećmi –
dopiero następnego dnia po południu. Dużą część soboty spędziłem więc bez nich,
ale bałem się samotnie wyjść w te góry których w ogóle nie znałem. Spędziłem
sobotę – która minęła pod znakiem cudownej pogody – spacerując po Majerczykówce
i z zachwytem oglądając majestatyczne szczyty Tatr nieopodal. Nie mogłem się doczekać
zobaczenia ich z bliska.
Lecz niestety w sobotę pod wieczór pogoda zaczęła się psuć. Najpierw się
zachmurzyło, później zaczęło grzmieć, lecz nie spadła ani jedna kropla deszczu.
Rozpadało się dopiero w nocy z soboty na niedzielę. Przez całą noc oraz
niedzielny dzień nad Tatrami przechodziły burze jedna za drugą. O wyjściu w
góry tego dnia nie mogło więc być mowy. Spędziliśmy zamiast tego niedzielę
jeżdżąc samochodami po Podhalu i oglądając zabytkowe obiekty sakralne – m.in.
drewniany kościół w Dębnie i sanktuarium w Ludźmierzu – wykorzystując przerwy
pomiędzy kolejnymi burzami na krótkie spacery po podhalańskich szlakach.
Ogólnie więc był to dzień sympatyczny. A wieczorem deszcz na kilka godzin ustał
i rozpaliliśmy u gazdy na podwórzu ognisko, przy którym jedliśmy i śpiewaliśmy
do późna...
Nastał poniedziałek... A tu znów tragedia pogodowa! Siąpił lekki deszczyk i
wisiała nad Tatrami masakrycznie gęsta mgła. Ponownie z wyjścia w góry nici.
Nie mogliśmy jednak zdzierżyć myśli, że nigdzie tego dnia nie pójdziemy. Ksiądz
postanowił więc zabrać nas na krótką, łatwą i przede wszystkim bezpieczną
trasę, dzięki której przynajmniej moglibyśmy się trochę rozruszać, w nadziei
na to że to będzie trening przed dłuższą tatrzańską wyprawą następnego dnia.
Celem były dwie dolinki w reglach nad Zakopanem: Dolina ku Dziurze i Dolina za
Bramką.
Dojechaliśmy autami na parking pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Słynna skocznia narciarska, na której odbywają się co roku zawody Pucharu Świata, wystawała spod żelaznej zasłony mgły:
Ruszyliśmy Drogą pod Reglami, która niemal płaską trasą przebiega po
północnych obrzeżach Tatrzańskiego Parku Narodowego. Na niej ruch turystyczny
był spory. Gdy skręciliśmy jednak w głąb parku narodowego, niebieskim szlakiem
przez Dolinę ku Dziurze, od razu było zupełnie inaczej: przestronnie i
spokojnie. Na szlaku prawie nikogo nie spotkaliśmy, dopóki nie doszliśmy do
jaskini na jego końcu – tam kręciło się nieco więcej turystów. Jaskinia ta
stanowi ową „dziurę”, na cześć której nazwano dolinę.
Jak widzicie na powyższym zdjęciu, w jaskini jest mroczno i strasznie. Mimo
to dzielnej ekipie z Trójmiasta humory dopisywały :)
Po obejrzeniu Dziury wróciliśmy doliną do Drogi pod Reglami i poszliśmy nią
dalej na zachód, mijając wejście do Doliny Strążyskiej. Jako człowiek nie
znający gór uważałem za „wydarzenie” chociażby najmniejsze zetknięcie z jakimś
elementem góralskiej kultury.
Dolinę Strążyską sobie odpuściliśmy, lecz skręciliśmy za to w kolejną
dolinę na zachód – Dolinę za Bramką. Przez nią przebiega zielony szlak, o
długości podobnej co niebieski w Dolinie ku Dziurze. Ponownie jest to też szlak
„ślepy”, nie doprowadzający do żadnego innego. W Dolinie za Bramką było jeszcze
mniej turystów i jeszcze bardziej dziko niż w Dolinie ku Dziurze. Mieliśmy
praktycznie całą dolinę dla siebie. Nie robiłem w niej jednak zdjęć, gdyż nie
było w ogóle żadnych widoków które by przykuły moją uwagę. Tylko wszędzie
dookoła gęsty las i gdzieniegdzie małe skałki. Po około dwudziestu minutach
takiej wędrówki szlak się kończy i trzeba zawracać.
Dolina za Bramką urzekła mnie swoim spokojem, jednak jak chodzi o walory
widokowe to naprawdę nie ma tam niczego do oglądania. Gdyby nie kiepska pogoda
to raczej bym nie obrał tej doliny jako cel wycieczki sam w sobie. Na taki
dzień jednak nadawała się w sam raz. Wróciliśmy do Drogi pod Reglami i
poszliśmy prosto z powrotem do naszych zaparkowanych pod Wielka Krokwią aut.
Wróciliśmy do Majerczykówki, gdzie spędziliśmy kolejny wieczór przy ognisku i
śpiewach, czekając z nadzieją na lepszą pogodę i możliwość dłuższej wyprawy
nazajutrz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz