Trasa: Łodygowice Górne – Groniczek – Magurka Wilkowicka – Rogacz – Mikuszowice
Stalownik
Sześciodniową serię wycieczek po skąpanych ostatnio w słońcu Beskidach
zakończyłem wspaniałą wyprawą na Magurkę Wilkowicką. Razem z kilkoma znajomymi
wybraliśmy podobną trasę do tej, którą pierwszy raz wchodziłem na ten szczyt 13.10.2013,
czyli czarnym szlakiem od strony południowej, z tą tylko różnicą że zaczęliśmy
w Łodygowicach Górnych zamiast w Wilkowicach. Chyba jest to najmniej popularna trasa
dojściowa na Magurkę Wilkowicką, o czym świadczy chociażby to, że o ile na
szczycie było ludzi pełno niczym w ulu, o tyle czarny szlak mieliśmy w całości
dla siebie. Aż dziwne, bo moim zdaniem jest to (po moim ulubionym szlaku z Stalownika
z Mikuszowicach) drugi naładniejszy szlak na tą górę, zalesiony ale z licznymi pięknymi
punktami widokowymi. Dobrze było teraz przypomnieć tą magię, którą ten szlak tak
mnie zachwycił na samym początku mojej przygody z Beskidami jesienią 2013 roku.
Z stacji kolejowej w Łodygowicach Górnych ruszyliśmy ulicą Piłsudskiego, a
następnie skręciliśmy w ulicę Muzyków. Przedłużeniem tej ulicy jest droga
gruntowa, którą mieliśmy zamiar wejść na górę Groniczek (571 m n.p.m.), a następnie
dołączyć do czarnego szlaku. Nie musiałem się obawiać o to, czy się nie zgubimy
wędrując tak poza szlakiem, ponieważ jednym z moich towarzyszy był mieszkaniec
Łodygowic który znał wszystkie tamtejsze ścieżki doskonale :) I rzeczywiście,
kierując się cały czas w linii mniej więcej prostej przed siebie można bez
problemów dojść do czarnego szlaku.
Na początku, zanim weszliśmy do lasu, maszerowaliśmy przez rozległe łąki i
mieliśmy za sobą piękne widoki w stronę Skrzycznego (po lewej) i Klimczoka (po prawej).
To właśnie panorama tych dwóch gór miała nam towarzyszyć przez większość trasy.
W Beskidach jest tyle kapliczek, że można na nie natrafić nie tylko na
szlakach – poza nimi także.
Po wejściu do lasu szliśmy do góry bardzo przyjemnym podejściem, dnem
niewielkiego wąwozu.
Im bardziej zbliżaliśmy się do czarnego szlaku, tym bardziej przybywało na
naszej drodze śniegu...
No a teraz kilka fotek z wspomnianych punktów widokowych na czarnym szlaku.
Naprawdę ślicznie na nim jest. W pierwszym z tych punktów nawet widać było
Jezioro Żywieckie.
Pustki na szlaku zakończyły się, gdy na ostatnim odcinku przed szczytem
dołączyliśmy do niebieskiego szlaku z Czupla. Jest to popularna trasa wśród
narciarzy, których minęliśmy na tym odcinku sporo. Wciąż jednak wędrowało się
nam bardzo przyjemnie, a na szczycie oczywiście znów zrobiło się bardzo
widokowo.
Mieliśmy ochotę zatrzymać się w schronisku na dłużej i zjeść tam większy posiłek,
ale skutecznie nas zniechęciły tłumy na jadalni i długie kolejki, a co wiązałoby
się z tym długi czas oczekiwania na jedzenie. W związku z tym zaprzestaliśmy
jedynie na piwku, do którego kupiliśmy sobie po „cynamonce”, która jest chyba
nowością na menu na Magurce Wilkowickiej. Była przepyszna! :) Potem ruszyliśmy
w dalszą drogę. Schodziliśmy moją ukochaną trasą, czyli przez chatkę studencką
pod Rogaczem do Stalownika, ponieważ niektórzy z moich towarzyszy jeszcze tym
szlakiem nie szli i koniecznie chciałem go im pokazać. Widoków z tej trasy
chyba nie muszę przedstawiać, ponieważ pojawiały się na łamach tego bloga wiele
razy. Ale jeszcze nigdy nie miałem okazji ich oglądać w warunkach zimowych przy
jednoczesnej tak pięknej pogodzie.
Takiego „drogowskazu” przy chatce studenckiej nie przypominam sobie
wcześniej... Miłym akcentem dla mnie była zwłaszcza obecność na nim Rzymu, do którego
będę się kierował po raz pierwszy w życiu w najbliższą niedzielę :)
Od chatki studenckiej w dół było praktycznie bezśnieżnie, co mnie bardzo ucieszyło,
ponieważ obawiałem się że będziemy musieli schodzić tą dość stromą trasą po
śniegu albo nawet lodzie. Bez najmniejszych problemów doszliśmy do końca naszej
trasy, na pętli autobusowej Mikuszowice Stalownik. Tym samym rozpocząłem nieco
dłuższą przerwę od polskich gór, ponieważ przez kolejne dwa tygodnie mam wolne
od pracy z okazji ferii zimowych i czekają mnie w tym czasie Włochy :)