Trasa: Rycerka Górna Kolonia - Przełęcz Przegibek - Wielka Rycerzowa - Hala Rycerzowa - Przełęcz Przysłop - Vychylovka
Proszę Państwa, uroczyście ogłaszam mój wielki powrót w Beskidy! I zarazem zdradzam, że... od września będę ponownie mieszkańcem Bielska-Białej :) Po dwóch cudownych latach w Hiszpanii zapragnąłem mimo wszystko powrócić do Polski, do kraju w którym się wychowałem, i mieszkać znów bliżej mojej rodziny. A skoro wracam do Polski, to czemu by nie wrócić do starej pracy - z której byłem ogromnie zadowolony - i do miasta, które naprawdę polubiłem? No i do okolic najpiękniejszych polskich gór? Jestem przekonany, że na tą chwilę to najlepszy plan dla mnie. Tak więc od teraz będzie się dziać na tym blogu dużo więcej, tego możecie być pewni :)
Wróciłem w Beskidy już... drugiego dnia po powrocie z Hiszpanii! W środę 9 sierpnia rano miałem lot z Walencji do Krakowa, potem pojechałem do Bielska-Białej, gdzie miła koleżanka będąca na urlopie zostawiła mi klucz do swojego mieszkania i tam mogłem przenocować. Resztę dnia spędziłem na oglądaniu mieszkań. Miałem na ten cel również przeznaczony czwartek, a wieczorem miałem pojechać do Zakopanego, by w piątek zakończyć moją długą rozłąkę z Tatrami. Jednak środowe popołudnie spędziłem tak produktywnie, że do wieczora wyczerpałem praktycznie cały zapas dostępnych mieszkań, które by mnie interesowały, a co więcej byłem już prawie w stu procentach przekonany, które chcę wziąć. Skoro więc nie mam już nic lepszego do roboty w czwartek, to czemu by nie iść w góry? I tam przecież mogę dokładnie przemyśleć sprawę mieszkania.
Szybko obmyśliłem wspaniały plan, bardzo podobny do tego z dnia 30 lipca ubiegłego roku (notabene też będącego drugim dniem po moim przyjeździe z Hiszpanii na wakacje). Pojadę sobie w Beskid Żywiecki i przejdę na Słowację, a stamtąd pojadę pociągiem do Popradu i potem autobusem, przepiękną trasą przez słowackie Tatry, do Zakopanego. Cudowny plan na dzień, który też zapowiadał się cudownie pod względem pogody (ponad 30 stopni i słońce)! Wszakże z samego rana, gdy obudziłem się w mieszkaniu koleżanki w Bielsku-Białej, akurat przechodziła... wichura :P Trwała tylko kilka minut, jednak przyniosła bardzo silne porywy wiatru. O dziwo, nie spadła w tym czasie ani jedna kropla deszczu, w ogóle też nie zagrzmiało, choć chmura wyglądała na typowo burzową. A potem w mig się rozpogodziło i jechałem w Beskidy w pięknym porannym słońcu.
Pociąg do Żywca, a następnie bus do Rycerki Górnej Kolonii, czyli samego skraju cywilizacji w głębi Worka Raczańskiego. Moje podekscytowanie wzrastało, im głębiej bus wjeżdżał w przepiękne tereny Beskidu Żywieckiego, mijając Węgierską Górkę, Milówkę, Rajczę... Po całym roku przerwy, tak rwało mnie w te góry! I wkrótce nadszedł upragniony moment, gdy znalazłem się na górskim szlaku. Był to zielony szlak na Przegibek, którym schodziłem wśród barw pięknej złotej jesieni dnia 6 października 2014 roku. Nie chciałem jednak dublować trasę, którą wtedy zrobiłem, więc tym razem poszedłem nieco inaczej. Gdy po kilku minutach od przystanku autobusowego szlak opuszcza asfalt i odbija w lewo, do góry, ja poszedłem dalej asfaltem przed siebie. Widziałem na mapie, że dalej powinno być kilka alternatywnych dróg bezszlakowych na Przegibek. I rzeczywiście, po kilkunastu minutach dotarłem do skrzyżowania z bardzo wyraźną drogą gruntową, przy której nawet był drogowskaz, pokazujący że ewidentnie tą trasą dojdę tam, gdzie chcę.
Nie trzeba było zbyt długo iść tym szlakiem do góry, aby zobaczyć rzecz bardzo charakterystyczną dla beskidzkich szlaków, i której brakowało mi w górach w Hiszpanii: urokliwą kapliczkę.
Kapliczka nie była jedyną atrakcją na tej drodze ;) Jakiś kilometr dalej zobaczyłem coś takiego:
Podczas ciągłego, dość stromego podejścia odsłoniły się przede mną pierwsze tego roku górskie panoramy na polskim szlaku: na to wiekopomne zdjęcie załapała się Wielka Racza :)
W niecałą godzinę po opuszczeniu Rycerki Górnej Kolonii znalazłem się na Przegibku, nieco poniżej schroniska, gdzie na łąkach panowała błoga, idylliczna cisza.
Kolejna ciekawa kapliczka:
Widoki z Przełęczy Przegibek na Banię:
10 maja 2014 (ta wycieczka to w ogóle osobna historia, polecam przeczytać moją relację z niej) też byłem w tym miejscu, idąc w odwrotną stronę: niebieskim szlakiem z Hali Rycerzowej. Tym razem poszedłem równoległym szlakiem, czerwonym, biegnącym nieco wyżej od niebieskiego. Szlak ten jest kwintesencją Worka Raczańskiego: wiodący przez dzikie ostępy leśne.
Widoków jest raczej mało (co mi nie przeszkadzało, bo na tym szlaku bardziej od widoków liczyła się wspaniała atmosfera dzikości i kompletnego odizolowania), jednak w jednym punkcie odsłania się panorama Wielkiej Rycerzowej, na którą szlak zmierza.
Osiągnąwszy szczyt Wielkiej Rycerzowej (1226 m n.p.m.), rozpocząłem zejście na Halę Rycerzową. Przypominałem sobie, jak mi szczęka opadła podczas tej wspomnianej majowej wyprawy w 2014 roku, gdy wyszedłem z lasu i zobaczyłem fantastyczną panoramę hali poniżej... Tym razem wiedziałem czego się spodziewać, lecz i tak zrobiło na mnie wrażenie. Ledwo mogłem uwierzyć, że jestem tu naprawdę. Przecież jeszcze lekko ponad dobę wcześniej byłem w Hiszpanii!
Tu szczyt Małej Rycerzowej widziany z hali:
To była moja trzecia wizyta na Hali Rycerzowej, a jednak jeszcze nigdy nie byłem w słynnej tamtejszej bacówce. Nadszedł w końcu na to czas! Było tam bardzo spokojnie, kręciło się tylko kilku innych turystów. Zamówiłem sobie racuchy z jagodami i usiadłem na zewnątrz na ławce, łapiąc promienie słoneczne i wdychając świeże górskie powietrze. Do tych wspaniałych wrażeń dla zmysłów dopasował się posiłek swoją jakością - racuchy były boskie :)
Tu bacówka z strzegącym ją pieskiem :)
Dla wędrowców przygotowano tam kilka atrakcji, m.in. hamaki oraz boisko do gry w siatkówkę, na którym raz do roku odbywa się słynny turniej "siatkówki górskiej".
W tak idyllicznym miejscu, jak Hala Rycerzowa, doprawdy można by spędzić cały dzień, ale musiałem schodzić, by zdążyć jeszcze na moją atrakcyjnie się zapowiadającą podróż po Słowacji. Skierowałem się na kolejny "nowy" dla mnie szlak: żółty na Przełęcz Przysłop. Schodząc nim po dolnej części Hali Rycerzowej, wciąż miałem przed sobą piękne widoki.
Potem szybko zszedłem wygodną drogą na granicy polsko-słowackiej na Przełęczy Przysłop (940 m n.p.m.). Stąd poznawania nowych szlaków ciąg dalszy: zszedłem zielonym szlakiem na stronę słowacką, do miejscowości Vychylovka. Szlak schodzi bardzo łagodnie przez bardzo długą łąkę oferującą malownicze panoramy.
Zauważyliście chmury na powyższym zdjęciu? Zebrały się one na dotychczas czystym niebie w niesamowicie szybkim tempie. A wydawało mi się, że ma być ładnie cały dzień... jednak drugi raz, tak jak nad ranem w Bielsku-Białej, pogoda mnie zaskoczyła. Jeszcze spomiędzy chmur wyglądały promienie słońca, ale nagle zupełnie niespodziewanie zaczęło grzmieć! Takiego obrotu spraw kompletnie się nie spodziewałem. Znacznie przyspieszyłem kroku i bardzo szybko dotarłem do obrzeży Vychylovki. Tam na szczęście niebo znów się rozpogadzało. Grzmoty ucichły tak samo nagle jak się pojawiły, i skończyło się tylko na strachu.
Ostatni etap mojej wędrówki przebiegał asfaltem przez Vychylovkę, wśród tradycyjnych zabudowań, zwłaszcza wielu urokliwych drewnianych chałup. O 11:40 dotarłem na pętlę autobusową Vychylovka Brhel, gdzie musiałem trochę zaczekać, aż o 12:05 przyjechał mój autobus. Dalej moja trasa wyglądała następująco: autobusem do miejscowości Krasno Nad Kysucou, potem kolejnym autobusem do Żyliny, pociągiem do Popradu i na koniec autobusem firmy Strama do Zakopanego.
Atrakcji w trakcie tej podróży nie brakowało. Najpierw, podczas przejazdu pierwszym autobusem, niebo znów w ekspresowym tempie zaciągnęło się chmurami i rozpętała się druga burza, solidna tym razem, z ulewnym deszczem i dużymi kulami gradu. Cóż za szczęście, że zdążyłem przed tym zejść z gór! Podczas przejazdu drugim autobusem pogoda znów się poprawiła i przez resztę trasy było pięknie: gorąco i bezchmurnie. Podróż pociągiem z Żyliny do Popradu była oczywiście pełna fantastycznych widoków, zwłaszcza pod koniec, gdy z okien można było się delektować wspaniałą panoramą słowackich Tatr. Natomiast w autobusie do Zakopanego nie bardzo zwracałem uwagę na piękne widoki, gdyż w Starym Smokowcu wsiedli do niego... moi znajomi z Gdańska, którzy mieszkają na sąsiedniej ulicy do moich rodziców! Okazało się, że akurat przebywają w Tatrach na urlopie i właśnie wracają z spaceru w okolicach Łomnickiego Stawu. Cóż za niesamowicie mały świat! Podróż upłynęła na bardzo miłej rozmowie z nimi aż do Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie wysiedli by udać się do swojej kwatery. Został już tylko krótki odcinek do Zakopanego i o 18:30 wysiadłem w stolicy polskich Tatr, w której nie było mnie od prawie roku. A teraz na pewno będą tam znów znacznie częściej gościć :) Udałem się do swojego hostelu, zostawiłem tam plecak, poszedłem jeszcze na kolację i już pora była myśleć o spaniu, żeby być gotowym i wypoczętym na całodniową wędrówkę nazajutrz po Tatrach Wysokich... Nie mogłem się doczekać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz