piątek, 31 marca 2023

04.03 Dolina Kryniczanki

Trasa: Powroźnik - Krynica-Zdrój - Krzyżowa - Krynica-Zdrój - Słotwiny 

Rozpoczęcie sezonu górskiego 2023 było dla mnie niestety średnio udane. Miałem pojechać na cały weekend w góry, a skończyło się przedwczesnym powrotem do Warszawy już w sobotę wieczorem ze względu na coraz intensywniejszy ból ucha (nazajutrz u lekarza okazało się że infekcja dotyczy jednak nie ucha tylko zębów i z nich promieniuje na ucho). Do tego wszystkiego doszedł upadek na szlaku - coś, co (odpukać) zdarzyło mi się do tej pory niezmiernie rzadko - i całkowite ubrudzenie moich ubrań. Tyle z minusów - były jednak też plusy. Przede wszystkim naładowanie baterii słonecznych (pogoda w górach była tego dnia o niebo lepsza niż na nizinach) i możliwość obcowania z piękną przyrodą.

Po całonocnej jeździe pociągiem z Warszawy do Grybowa, rano pojechałem busem z Grybowa do Krynicy i tam wpadłem do pijalni wód mineralnych zanim wsiadłem w kolejnego busa do Powroźnika. Póki co humor miałem świetny i nic nie zapowiadało dalszych nieszczęść. Pogoda była kapitalna, Krynica spokojna i elegancka, woda z pijalni pyszna jak zawsze. Wysiadłszy z busa w Powroźniku, przeszedłem przez tory kolejowe na stacji i dołączyłem do ścieżki pieszo-rowerowej, która biegnie doliną rzeki Kryniczanki pomiędzy Krynicą a Muszyną. Przywitałem się z Kryniczanką, która miała towarzyszyć mi przez najbliższą godzinę w kierunku Krynicy:


Trasa wzdłuż Kryniczanki była łatwym spacerkiem po niemal płaskiej drodze. Szedłem ciesząc się ciepełkiem i wiosennym słoneczkiem po zimnym, szarym tygodniu w Warszawie. Opuściłem rzekę na południowych krańcach Krynicy i skierowałem się na ulicę Kraszewskiego, a następnie Halną, dołączając do Głównego Szlaku Beskidzkiego. Udałem się tym szlakiem w stronę lasu na zboczach Krzyżowej, podziwiając stojącą nieopodal krynicką cerkiew.


Za sobą miałem widok na południową część miasta:


Tuż przed wejściem do lasu minąłem zagrodę, w której zastałem kilka pięknych jeleni. Oto jeden z nich.


W lesie jeszcze leżało trochę śniegu, ale generalnie aura była mocno wiosenna.


W punkcie gdzie Główny Szlak Beskidzki skręca ostro na południe w kierunku Czarnego Potoku, opuściłem szlak i znaną mi już drogą pozaszlakową poszedłem na Krzyżową. Stamtąd dalej kawałek żółtym szlakiem w stronę miasta, a potem skrótem przez las do ulicy Polnej. To właśnie na tym skrócie, pośliznąwszy się na zabłoconym stoku, zaliczyłem spektakularny zjazd na czterech literach, który zakończyłem z spodniami i kurtką całymi w błocie. Na całe szczęście miałem w plecaku zapas wilgotnych chusteczek antybakteryjnych, które normalnie używam do rąk w sytuacjach kiedy nie mam jak je umyć, i udało mi się z ich pomocą jako tako oczyścić kurtkę z błota. Spodnie zaś zamieniłem na drugą parę, którą trzymałem w plecaku na następny dzień. Jak się okazało, nic nie szkodziło bo tego następnego dnia w górach i tak ostatecznie nie było. Już w tym czasie zaczynało boleć mnie ucho i pojawiły się pierwsze zaniepokojone myśli, czy chodzenie po górach nazajutrz w takim stanie zdrowia będzie dobrym pomysłem...

Po przywróceniu mojego wyglądu do względnie przyzwoitego stanu, udałem się ulicą Polną w kierunku centrum miasta, mijając po drodze stary cmentarz żydowski.


W centrum miasta było cichutko i pusto jak na sobotnie popołudnie. Po deptaku przechadzali się tylko nieliczni emeryci. Spokojnym tempem przeszedłem deptak, spotykając po drodze kilka sławnych osobistości:



Ostatnia część mojej trasy to leniwa przechadzka przez Park Słotwiński oraz ulicą Słotwińską, kończąc na pętli autobusowej koło cerkwi:


Niestety radość z pięknego dnia i spaceru przez urokliwe uzdrowisko psuł coraz mocniejszy ból ucha. I to właśnie na tym etapie zapadła decyzja: nie zostaję w Krakowie na nocleg i nie idę w góry następnego dnia, tylko kupuję bilet na pociąg z Krakowa z powrotem do Warszawy jeszcze tego samego wieczoru. Tak więc jeszcze nie minęło 10 godzin od mojego przyjazdu w Beskid Sądecki, a już opuszczałem go i wracałem do domu. Ilość czasu spędzonego w podróży była zdecydowanie niewspółmierna do ilości czasu spędzonego w górach... ale mimo wszystko nie żałuję. Tak pięknie było w górach tego dnia :) A problemy z uchem i zębami na szczęście przeszły dość szybko następnego dnia po przepisaniu mi przez lekarza mocnego antybiotyku. Wolę jednak nie myśleć co by się stało, jakbym cały ten dzień chodził po górach z taką infekcją. Są rzeczy ważne i ważniejsze - w takiej sytuacji trzeba po prostu z gór zrezygnować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz